niedziela, 21 lipca 2013

2. Umierająca Nadzieja

Nie potrafiła się pogodzić z tym co miało nadejść w niedalekiej przyszłości. Stała teraz na balkonie. Był wczesny ranek, słońce przedzierało się zacięcie przed drzewa i góry. Pierwsze jego płomienie delikatnie otaczały ciepłem jej czerwone od płaczu policzki. Lekki wiatr rozwiewał jej włosy na różne strony, a ona sama zaciągnęła się zapachem, który tak bardzo uwielbiała. Po jej policzkach spłynęły kolejne łzy, a niemalże przed chwilą sama sobie mówiła, że nie będzie już więcej płakać. Nigdy nie miała z ojcem dobrych stosunków, były wręcz tak złe, że posunęła się do ucieczki z domu. Ojciec jakoś się tym chyba nie przejął, bo nawet nie starał się jej szukać. Dopiero kiedy zapragnął dla powiększenia majątku wydać ją za mąż wynajął gildię Phantom Lord, czego myślała że nigdy mu nie wybaczy, ale jednak... Jej ojciec zrozumiał swe złe postępowanie i wysyłając jej list w którym były przeprosiny za jego zachowanie spowodował, że dziewczyna wróciła wtedy do domu na kilka dni. Jej tata zupełnie się zmienił, nie był już zapatrzony w swoje interesy, na jego twarzy pojawiał się uśmiech a jego słowa nie były oschłe jak gdyby rozmawiał z nieznajomą. Uwielbiała go takiego... W końcu to jej ojciec i zawsze pragnęła, żeby pokochał ją jako swoją córkę i tak traktował. A kiedy nareszcie do tego doszło musiała go stracić. Ten cholerny los płatał jej figle. Najpierw odebrał jej ukochaną mamę, teraz chce zabrać i ojca. Nie mogła się z tym pogodzić i chociaż rozum podpowiadał jej, że niewiele mu zostało to serce wciąż miało nadzieję, że Jude powróci do zdrowia.
-Panienko Lucy? Heartfillia wyrwana z zamyśleń przez Panią Spetto rozglądnęła się. Ile tu już stała? Słońce wydostało się już zza drzew świecąc w najlepsze. Blondynka ocierając swoje wilgotne policzki odwróciła się i z delikatny uśmiechem spojrzała na starszą kobietę nabierając powietrza do płuc.
-Śniadanie gotowe. Uśmiechnęła się i wychodząc z jej pokoju ten uśmiech znikł tak szybko jak się pojawił. Pani Spetto także to przeżywała. Najbardziej szkoda było jej biednej Lucy, która nie dosyć że straciła matkę, to teraz musi patrzeć i na śmierć swojego ojca. Lucy weszła jeszcze do łazienki umiejscowionej w jej dużym pokoju i przemyła twarz zimną wodą. Założyła swoje ubrania codzienne i przeczesując palcami włosy wyszła z pokoju kierując się w stronę jadalni. Nie spieszyło jej się. Szła powoli przez wszystkie korytarze swojego jakże dużego domu i w końcu doszła do drewnianych, potężnych schodów, które skrzypiały cicho, kiedy ktoś na nie nadepnął. Lucy teraz już nieco szybszym krokiem zeszła na dół i skierowała się w stronę jednego z pokoi. Kiedy tam weszła Pani Spetto krzątała się jeszcze po kuchni sprzątając i doprawiając obiad, który zaczęła gotować. Lucy usiadła w ciszy na jedno z krzeseł i spojrzała na swoje kanapki. Wcale nie była głodna, a wręcz zbierało ją na wymioty, kiedy tylko spojrzała na jedzenie. Upiła więc duży łyk herbaty z kubka i spojrzała na Panią Spetto przepraszająco.
-Lucy, musisz coś jeść... Nie jesz nic od wczoraj. Powiedziała zaniepokojona kobieta patrząc na blondwłosą dziewczynę. Ta jednak uśmiechnęła się krzywo i biorąc jeszcze łyk ciepłej herbaty odeszła od stołu. Wbiegła po schodach by jak najszybciej zobaczyć się z ojcem. Kiedy stanęła pod jego drzwiami położyła rękę na klamce i nie miała pojęcia co zrobić. Z jednej strony chciała stąd uciec. Uciec stąd zostawiając wszystkie uczucia, jednak z drugiej chciała być z nim ciągle z nadzieją, że wszystko się ułoży. Stała przed drzwiami już dobre pięć minut zastanawiając się co zrobić. W końcu biorąc głęboki wdech i powstrzymując napływające do oczu łzy nacisnęła na klamkę i po cichu weszła do pomieszczenia, gdzie leżał jej rodziciel. Uśmiechnęła się delikatnie widząc, jak odwraca głowę patrząc na jej twarz. Blada twarz mężczyzny mówiła sama za siebie. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest poważnie chory. Nie jadł zbyt wiele więc jego kości policzkowe lekko się zapadły, a mało snu dostrzegało się w jego podkrążonych oczach.
-Cieszę się, że przyszłaś. Powiedział słabym, nieco ochrypłym głosem a młoda Heartfillia usiadła na krześle tuż obok jego łóżka wpatrując się w niego w ciszy. Po chwili jednak widząc jego suche, popękane usta wstała z miejsca.
-Pomogę Ci usiąść. Uśmiechnęła się do niego i łapiąc go za dłoń i plecy pomogła mu, kiedy podciągał się do góry. Od razu podała mu szklankę z sokiem i z delikatnym uśmiechem usiadła znów na swoje miejsce.
-Dziękuję Lucy. Mężczyzna wysilił się na nikły uśmiech ale i to było dla niej wystarczającą nagrodą. Widząc go w takim stanie chyba nawet jej serce przepełnione nadzieją zaczęło ją tracić. Westchnęła cicho i przymknęła na moment powieki.
-Już wiesz, co zrobisz z całym naszym majątkiem? Po tym pytaniu na czole Lucy pojawiła się pulsująca żyłka a jej dłonie ułożone na złączonych kolanach zacisnęły się w pięści.
-W takich chwilach chcesz rozmawiać o interesach? Myślałam że ta mania pracowania Ci już przeszła. Powiedziała niezadowolona marszcząc swoje jasne brwi. Nie rozumiała dlaczego w takich chwilach rozmawiał z nią o interesach. Nie miała ochoty o tym rozmawiać, a przecież ojciec odkąd się zmienił nie rozmawiał z nią o interesach prawie wcale. W końcu mężczyzna sam cicho westchnął i podnosząc dłoń do góry wyciągnął ją przed siebie i ułożył na dłoniach swojej córki.
-Wiesz, że na tej posesji jest grób Twojej matki... I za niedługo będzie także mój. Nie chciałbym abyś sprzedała dom wraz z nimi. Layla nie byłaby zadowolona... Po tych słowach w oczach blondynki stanęły łzy. Jednak szybko się opanowując nie pozwoliła na ich wypłynięcie spod swoich powiek. Przytaknęła ruchem głowy i ściągnąwszy swoje buty ułożyła się z drugiej strony łóżka tuż obok taty. Było to łoże małżeńskie więc nie musieli się ściskać. Dziewczyna przytuliła się do jego klatki piersiowej i nasłuchiwała słabego bicia serca swojego ojca. Nie miała pojęcia ile już dni tutaj spędziła. Ale codziennie leżała w łóżku ze swoim ojcem opowiadając mu jak wspaniałe jest Fairy Tail. On już kilka razy zdążył jej powiedzieć dlaczego nazywa się Lucy, również opowiadał o gildii do której kiedyś należał razem z jej matką. Co prawda Lucy uśmiechała się całymi dniami spędzając je z ukochanym ojcem, ale tylko kiedy każdego wieczoru wychodziła z jego pokoju łzy do oczu napływały same. Za każdym razem kiedy wychodziła bała się, że rano już go nie będzie, że to była ostatnia rozmowa z nim... Po nocach mało co spała, cały czas siedziała na balkonie kurczowo ściskając materiał swojej spódniczki w pięściach i nasłuchując, czy aby Pani Spetto znajdując martwe ciało Juda nie krzyczy z przerażenia i żalu. Lucy tak bardzo bała się go stracić, że nie potrafiła normalnie funkcjonować. Nie dosyć że nie spała, prawie nic nie jadła co było widać od razu jak się na nią spojrzało. Podkrążone oczy, lekko zapadnięte policzki. To nie ta dziewczyna, którą wszyscy znali. Jude, ojciec Lucy widział że jest z nią źle, ale ilekroć próbował się odezwać na ten temat dziewczyna z nerwowym śmiechem szybko zmieniała temat. Uwielbiała opowiadać mu o gildii, która była dla niej jak dom. Ludzie którzy tam byli to była taka druga jej rodzina, której tak naprawdę nigdy nie miała. Nawet teraz spędzając godziny z ojcem nie było nawet mowy o tym, by poczuć się jak w normalnej rodzinie.

W gildii.

Natsu siedział cicho, nerwowo ruszając nogami i wpatrując się w jeden punkt na ścianie. Nie był zadowolony tym, że dziewczyny nie ma tak długo. Byli przyjaciółmi, martwił się o nią, bo wiedział że źle zniosła śmierć swojej mamy, a teraz musi się zmierzyć jeszcze ze śmiercią ojca, z którym pogodziła się przecież nie tak dawno. Z zamyśleń wyrwała go równie zmartwiona Erza, która dosiadłszy się do niego lekko poklepała go po ramieniu. Spojrzał na nią marszcząc swoje brwi po czym znów spojrzał za bar przy którym nikogo nie było bo Mira kręciła się na zapleczu. Dopiero teraz widząc siedzącą Tytanię wyszła ze swojego "królestwa" i podeszła bliżej baru.
-Coś podać? Posłała im jak zwykle serdeczny uśmiech, ale widząc ich zmartwione miny jej usta zwinęły się w wąską linię i słychać było jak przez nos wciąga do płuc powietrze.
-Wodę. Mruknęła Scarlet siląc się na lekki uśmiech, a Mirajane tylko przytaknęła ruchem głowy i zniknęła na zapleczu, gdzie nalała do czystej szklanki wody i podała ją Erzie. Spojrzała tylko na nich ze współczuciem i znów zniknęła.
-Wiem, że się martwisz. Powiedziała czerwonowłosa do przyjaciela układając dłoń na jego ramieniu a różowowłosy spojrzał na nią. Dobrze wiedział, że i Erza martwi się o przyjaciółkę. Ona również wiedziała, że Lucy na pewno ciężko to wszystko znosi, a fakt, że blondynki nie ma już ponad tydzień,  i nie dała żadnego znaku życia chociażby przez list martwił jej przyjaciół. Nawet Happy, który zwykle dogryzał blondynce zaczął już za nią tęsknić. Erza jednak nie dostała od niego żadnej odpowiedzi. Spojrzał na nią tylko błagalnie a ona marszcząc brwi wzięła dłoń z jego ramienia.
-Natsu, daj jej jeszcze czas... Szepnęła cicho a niezadowolony Salamander spojrzał w drugą stronę. Naprawdę chciał tam pojechać, mimo, że nienawidził pojazdów i nie przepadał za ojcem Lucy po tym, jak nasłał na nich Phantom Lord. Mimo wszystko chciał być teraz przy niej i wesprzeć ją swoją obecnością, bo tak samo jak dla niego doceniała obecność przyjaciół. W końcu westchnąwszy obdarzył ją swoim spojrzeniem.
-Masz rację... Nie było to do końca szczere wyzwanie, jednakże wstał i udał się w kierunku wyjścia gildi, a następnie swojego domu. Chciał pojechać, ale wolał nie sprzeciwiać się Tytani... W końcu to Tytania. Wszedł do domku bez większego entuzjazmu i rozglądając się zobaczył wylegującego się na hamaku kotka.
-Wróciłem. Przedarł sie przez bałagan to kotka i wziął go na ręce po czym ułożywszy się wygodnie na hamaku położył go obok siebie delikatnie głaskając po głowie, co Happy uwielbiał więc uśmiechnął się szeroko a jego sierść lekko się najeżyła.
-Natsu. Powiedział cichutko patrząc na wyraz twarzy przyjaciela. Wszyscy widzieli w jego oczach zmartwienie, dlatego wolał nie siedzieć w gildii bo denerwowały go już te wszystkie pytania ze strony przyjaciół "Natsu co się stało?" "Natsu nie wyglądasz najlepiej" "Natsu chodzi o Lucy?" Ciągle ktoś zadawał mu głupie pytania a on wcale nie miał ochoty na nie odpowiadać.
-Już dobrze, Happy. Powiedział z uśmiechem a kotek od razu odwzajemnił ten gest i zamknął swoje małe oczka. Było południe, nawet się nie obejrzeli kiedy oboje z nudów zasnęli na lekko kołyszącym się hamaku co o dziwo nie przyprawiło Salamandra o chorobę lokomocyjną...





No i oto mamy drugi rozdzialik :33 Mam nadzieję, że wam się podoba :) No i cóż, zerknijcie na zakładkę "BLOGI" Macie tam nie tylko podane blogi które ja i Asuna czytamy, ale także w komentarzach możecie wklejać linki do waszych blogów, a jeżeli nam się spodobają to i was wkleimy do blogów które czytamy :33 Z góry dziękuję za wszystkie linki : ))

8 komentarzy:

  1. Niaaaaaa !!!
    Jeszcze nie pojechał T.T
    Nie wiem kto się pierwszy załamie, Lucy czy Ja xD
    Notka świetna, choć zauważyłam parę błędów np.
    Jak ojciec Lucy może być jej rodzicielem. Co jak co ale to bardziej mi pasuje do jej mamy xD Zauważyłam tez literówki, ale nie jest ich dużo :DNie żebym wam cos wytykała, sama tez mam mnóstwo błędów >.<

    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym rodzicielem muszę się zgodzić. Ale literówki? Może jak szybko pisałam, sprawdzę to jeszcze ale nie pamiętam żeby mój kochany poprawiacz błędów (XD) coś podkreślił

      Usuń
    2. "Przytaknęła ruchem głowy i ściągnąwszy swoje budy ułożyła się..."
      BUDDDDDDDDDDDDY !!! >.<

      Usuń
    3. temu nie podkreśliło ;_;

      Usuń
    4. Budy + ń = ...BUUUUUUUUUUUUUUDYŃ !!!!!!!!
      :D
      Czekam na notkę !!!! :D

      Usuń
  2. Super rozdział
    Atsu: tylko tyle masz do owiedzienia
    Nie
    Atsu: to gadaj
    Ok ... Kiedy ojciec Lucynki umrze i niech ten idiota w końcu so niej pojedzie
    Atsu: ja jestem na załamaniu nerwowym
    Cichooo
    Atsu: Raz ...Dwa ...Trzy...
    Przesyłamy Buziaczki, Całuski i wene
    A dla Lucynki cierpliwość

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny ten rozdzialik, choć do wesołych nie należy ;) Najlepsza jednak dla mnie była końcówka z Happym, rozczuliłam się przy tym jak mała dziewczynka ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. Aww Happy taki słodziutki ;_; Lucy się tak zamartwia..oby wszystko było dobrze <3 pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń

Yuki Boshi